Jeżeli chcesz stracić wiarę - oglądaj telewizję. To bynajmniej nie żart. Takie są wyniki badań społecznych w Stanach Zjednoczonych. Omawia je serwis „The Christian Post”.
Prawie połowa osób, które wieczorem „tylko zerkają” na telewizję, tzn. oglądają ją ok. godziny, chodzi regularnie do kościoła. Wśród grupy osób, które każdego wieczoru siedzą przyklejone do szklanego ekranu przez cztery lub więcej godzin, ten odsetek wynosi jedynie 28 procent.
Telewizja zaraża swoją wizją świata i ci, którzy nie wyobrażają sobie życia bez niej, są bardziej skłonni nie dostrzegać zagrożeń, jakie niesie ona dla moralności jednostki i społeczeństwa. Trzy na cztery osoby, które rzadziej oglądają telewizję, są przekonane, że ma ona negatywny wpływ na życie społeczne, podczas gdy w drugiej grupie - oglądających dużo więcej programów - twierdzi tak niewiele ponad połowa badanych.
Na całym świecie jest tak, że media nie stanowią lustra, które dokładnie oddaje spectrum społecznych przekonań. Jeżeli w ich przypadku można mówić o zwierciadle, to tylko wykrzywionym. Przewagę mają w nich poglądy lewicowe i liberalne. Dominujący przekaz nie pozostaje bez wpływu na poglądy odbiorców. Tylko 17 procent Amerykanów dostrzega konserwatywne przechylenie w mediach, podczas gdy dwa i pół raza więcej twierdzi, że są lewicowe. Czy to stała tendencja? Amerykańscy badacze mają nadzieję, że nie. Dostrzegają więcej konserwatywnych argumentów w środkach przekazu. Za przykład podają dwa ostatnie filmy, które weszły do kin: „Knocked Up” i „Mr. Brooks”. Choć nie są to produkcje religijne, opowiadają się „za życiem”, czyli znajdują się na pierwszym froncie społecznej debaty.
(pr)
Pomóż w rozwoju naszego portalu