Mija 10 lat, odkąd w Polsce zaczął funkcjonować system, w którym składki emerytalne zaczęły być w części kierowane do ZUS, a w części kapitalizowane w otwartych funduszach emerytalnych (OFE). Czy warto było porywać się na taki eksperyment?
Cele reformy były szczytne. Chodziło o odciążenie osób w wieku produkcyjnym, by - w sytuacji braku zastępowalności pokoleń - zdjąć z nich ciężar bieżącego finansowania emerytalnych świadczeń - emerytur rodziców i dziadków. Składka pracujących musiałaby być coraz wyższa, co podrażałoby koszty pracy. Przy wydłużającej się średniej długości życia - z identycznym problemem muszą zmierzyć się wszystkie kraje.
W państwach starej Unii, z powodu nieprzewidywalnych zachowań rynków finansowych, nie zdecydowano się jednak na system kapitałowy podobny do naszego. A polscy emeryci wpadli w pułapkę kryzysu. Bessa na giełdach ogołociła u nas zasoby OFE na ponad 20 mld zł. Najbardziej dotkliwie odczuli straty ci, którzy w nowym systemie są najkrócej. W dodatku 7-procentowa prowizja od zarządzania powierzonymi OFE składkami - dwa razy wyższa od momentu, gdy system zacząć działać - jest niezależna od tego, czy fundusze wypracowują zyski, czy przynoszą straty. Najlepiej w tej sytuacji ulokowały się zatem zarządy poszczególnych OFE, zarabiające krocie.
Prof. Maciej Żukowski z Akademii Ekonomicznej w Poznaniu, chwaląc nasz system za nowoczesność, wymienia też wady. Przyznaje, że w OFE ryzyko inwestowania zostało przeniesione w całości na ubezpieczonego, koszty obsługi systemu są wysokie i za słabo zabezpieczono minimum wypłat dla przyszłego emeryta. Dopiero w czasie kryzysu zaczyna się mówić o konieczności inwestowania pieniędzy ludzi na 10 lat przed emeryturą w bezpieczniejsze lokaty. Pierwsze emerytury z OFE wypłacane w 2009 r. mogłyby w przybliżeniu wynosić 70 zł. Na szczęście w 5-letnim okresie przejściowym przewidziano kotwicę, która zapewni przechodzącym na emeryturę świadczenia liczone w części według starych zasad, a w części według nowych. W 2014 r. system ma już działać bez „podpórek” i niektórzy eksperci biją na alarm, by zacząć publiczną dyskusję, co zrobić, by przyszli emeryci mieli za co żyć.
Pomóż w rozwoju naszego portalu