10 lat temu Huta "Częstochowa" stanęła przed decyzją: radykalnie zmniejszyć zatrudnienie (z 9 do ok. 2 tys. pracowników), pozostawiając z huty jedynie walcownię blach grubych - czy też "uciekać do przodu", czyli zmniejszać zatrudnienie bardzo powoli, inwestować (za pożyczki) w unowocześnienie zakładu, licząc na to, że będą zamówienia i uda się w ten sposób spłacić długi, zachować w miarę wysokie zatrudnienie i osiągnąć wreszcie rentowność...
Wydaje się z perspektywy czasu, że decyzja o "ucieczce do przodu´´ była decyzją pochopną (wynajęta wówczas kanadyjska firma audytowa zalecała rozwiązanie radykalne).
Po 10 latach realizowania wariantu "ucieczkowego", długotrwałej restrukturyzacji, huta ma 1,2 mld zł długów, przy zmniejszeniu zatrudnienia z 9 do 5,5 tys. (razem z kooperującymi spółkami). Za wzięte na kredyt 350 mln dolarów (niewielka część pochodziła ze środków własnych) unowocześniono wprawdzie część produkcji do poziomu europejskiego, ale pułapka zadłużenia pracuje: zwiększa się ono z każdym dniem funkcjonowania huty.
Właścicielem huty jest rząd, i właśnie przedstawiciel rządu - SLD-owski wiceminister gospodarki Andrzej Szarawarski zaproponował, podczas dramatycznej sesji częstochowskiej Rady Miasta ubiegłej kadencji, dwa możliwe już tylko - jego zdaniem - rozwiązania. Pierwsze - to ogłoszenie upadłości huty, drugie - to zamiana długów na akcje dla wierzycieli, na co musieliby się zgodzić, co jest nader wątpliwe: co bowiem warte są akcje przedsiębiorstwa pogrążonego po uszy w długach? W przypadku ogłoszenia upadłości długi przestałyby rosnąć, ale i huta uległaby likwidacji; zapewne dałoby się z niej - na bazie unowocześnionej części produkcji - wydzielić produkcyjnie najnowocześniejszy majątek i utworzyć zeń nowe przedsiębiorstwo. W tym przypadku jednak nie obeszłoby się bez znacznych redukcji zatrudnienia. Ale i to nowe przedsiębiorstwo nie ruszyłoby bez dofinansowania ze strony rządu - mówi się o sumie ok. 65 mln zł na początek...
Wydaje się, że niewielkie szanse realizacji ma inna propozycja: by Huta "Częstochowa" weszła w skład tworzonego koncernu (z dotychczasowego holdingu) - Polskie Huty Stali. Własne koszty modernizacyjne holding ten ocenia dziś na ok. 1,5 mld zł, co wymaga pobrania kredytów (czyżby i holding "uciekał do przodu"?...); w tej sytuacji jest nader wątpliwe, by zgodził się włączyć w swą strukturę zadłużoną na 1,2 mld zł Hutę "Częstochowa", aczkolwiek w gestii rządu Millera leży taka decyzja.
Wiele też zależy od tego, co właściwie wynegocjuje rząd Millera z Unią Europejską w kwestii polskiego hutnictwa i jego przyszłości. Chodzi m.in. o określenie zmniejszenia mocy produkcyjnych polskiego hutnictwa do 2006 r. Zważywszy jednak, że negocjacje są już bardzo zaawansowane - chociaż referendum w sprawie akcesu Polski do UE zapowiedziano dopiero na rok przyszły!... - można spodziewać się, że rząd Millera wykaże się tu uległością wobec unijnego dyktatu unijnych warunków.
W tej sytuacji stanowisko zdominowanej przed SLD Rady Miasta Częstochowy ubiegłej kadencji, wyrażone na nadzwyczajnej sesji Rady Miasta 18 września 2002 r. w słowach: "Rada Miasta Częstochowy nie wyraża zgody na likwidację zakładu hutniczego w Częstochowie, a tym samym istniejących w nim miejsc pracy" - brzmi pusto. Faktycznie decyzja w sprawie Huty "Częstochowa" spoczywa w rękach SLD-owskiego rządu, którego polityczny interes nie musi akurat w tym przypadku pokrywać się z interesem Rady Miasta...
Najbardziej prawdopodobny wydaje się więc wariant upadłościowy, z jednoczesnym powołaniem nowego, mniejszego przedsiębiorstwa na bazie najnowocześniejszych linii produkcyjnych huty. Otwarte jest jednak pytanie: kto zainwestuje w to nowe przedsiębiorstwo i jak wiele osób straci pracę w dotychczasowej hucie i u przyległych doń kooperantów?
I jeszcze jedno ważne pytanie: co właściwie zyskuje od Unii Europejskiej polskie hutnictwo, w zamian za ową redukcję polskich mocy produkcyjnych? Jedno jest pewne, nowe władze miasta staną przed trudnymi problemami.
Pomóż w rozwoju naszego portalu