Drogi Czytelniku, urodzony pomiędzy Odrą a Bugiem, zapraszam Cię do konkursu. Główną nagrodą będzie bezsprzeczne ustalenie Twojej przynależności narodowej. Jest to, wbrew pozorom, wygrana niebagatelna,
bowiem określa kim jesteś.
Zadanie główne polega na rozszyfrowaniu poniższego tekstu, czyli przełożeniu go na język zrozumiały dla większości Twoich pobratymców:
"Hello man! Jest cool impreza!
Jak brykasz, to puść ringa.
Jeśli komóra dead, kliknij mailem. Bay!"
Masz problem? Zadzwoń do przyjaciela, którym będzie Twoje dziecko, porozumiewające się tym nowym "esperanto". Odpocznij, weź pilota i obejrzyj najnowszy reality show (zabawa na żywo) lub talk
show (rozmowa na żywo). Zjadłeś przy okazji cały popcorn (prażona kukurydza) lub chipsy (prażynki)? Wyjdź na spacer! Wstąp do snack-baru (baru szybkiej obsługi) i zjedz cheesburgera (bułkę z serem).
Potem wróć i wyślij sms-a (wiadomość tekstową) z odpowiedzią.
Wygrałeś! Masz prawo pójść do najbliższego urzędu z nakazem wbicia pieczątki: "Jestem Polakiem, a Polacy nie gęsi i swój język mają".
Nie zatrzymasz, drogi Czytelniku, postępu! Nie bądź Don Kichotem, bo globalizacja w dobie rakiet, międzynarodowych monopoli i jednoczenia Europy jest zjawiskiem nieuniknionym. Ucz się więc
języka angielskiego i serfuj (pływaj, żegluj, ślizgaj się) po Internecie, ale zachowaj resztę swojej tożsamości, która mówi, że jesteś Polakiem, masz własny język, tradycję, kulturę. Czy zastanowiłeś
się, Szanowny Graczu, gdzie leżą przyczyny takiego stanu rzeczy? Może razem znajdziemy źródła nadchodzącej klęski?
Każdy język jest konglomeratem wyrażeń rodzimych i obcych. W języku polskim mamy około 40% zapożyczeń, głównie germanizmów. Można by więc zadać sobie pytanie: cóż złego w amerykanizmach?
Istotne jest tempo przemian oraz niezbędność tego procesu. Język bogaci się przez dodawanie słów nie mających odpowiednika w określeniach już funkcjonujących. A tymczasem, w ciągu ostatnich
kilkunastu lat, zalało nas morze słów zbytecznych, które, z powodu mody i zafascynowania kulturą amerykańską (wystarczy popatrzeć na ogłoszenia w prasie), wyparło rodzime określenia.
I proszę mnie dobrze zrozumieć: podziwiam osiągnięcia i pozycję światową naszych braci zza oceanu, ale nie mam najlepszego zdania o ich kulturze (szczególnie masowej), która jest płytka
i konsumpcyjna. Efekt jej wpływu na naszą młodzież widać na ulicy, w szkole i w domu. Nic dodać - nic ująć. A gdzie w tym wszystkim rola państwa? Edukacja - w całkowitej
zapaści, zamykane szkoły i nauczyciele walczący o godne traktowanie. Może zatem działania prawne? Proszę bardzo! Kilka lat temu Sejm uchwalił ustawę o czystości języka polskiego, która
miała zakazywać używania w życiu publicznym słów i zwrotów, mających odpowiedniki w języku polskim. Szumnie uchwalona, jest teraz ośmieszeniem państwa prawa; bo po co uchwalać coś, czego
się nie egzekwuje?
No a rodzice, dom? Z pewnością, wśród powszechnej biedy, bezrobocia, walki o byt lub pracy po kilkanaście godzin na dobę, nie znajdziemy czasu na refleksję i rozmowę z naszymi
dziećmi, które wpatrzone w telewizor, wertują setki programów. Zapytajcie ich, co wolą: "Big Brothera", czy prof. Miodka? Cóż więc pozostaje? Chyba tylko indywidualna świadomość, która walczyć będzie
z całym tym "kramem".
Tak więc, Miły Obywatelu Lechistanu, pamiętaj, że pod Grunwaldem śpiewano po staropolsku Bogurodzicę, po polsku mówił Wołodyjowski, Twój dziad też był Polakiem. Zatem, bądź nim i Ty! Gratulujemy
wygranej.
Pomóż w rozwoju naszego portalu