IRENA ŚWIERDZEWSKA: - Media epatują widza przypadkami zabójstw dokonywanych ze szczególnym okrucieństwem. Sądzi Ksiądz, że to dowód brutalizacji życia, czy jest to przejaskrawianie rzeczywistości?
KS. WACŁAW MADEJ: - Ludzie pozbawiają się
życia od zamierzchłych czasów. Wystarczy przypomnieć historię Kaina
i Abla, nie jest to więc problem nowy. Dziś jednak przypadki zabójstw
zajmują pierwsze strony gazet i pierwsze minuty telewizyjnych dzienników,
media są bowiem coraz bardziej skomercjalizowane. Starają się walczyć
o odbiorcę, prześcigając się w podawaniu sensacji.
Zdaniem osób kompetentnych następuje brutalizacja życia,
nie tylko jeśli chodzi o liczbę zabójstw, ale również okrucieństwo
zbrodni. Świat staje się momentami pozbawiony poczucia wartości życia.
Dawniej bandyta miał swoje zasady. Dzisiaj matka dla ułożenia sobie
życia z konkubinem potrafi wydać wyrok śmierci na własne dziecko.
Brutalizacja więc postępuje, aczkolwiek nie należałoby
przesadzać w tej ocenie, rzeczywistość bowiem w dużym stopniu kreują
media. Dlatego uważam, że obraz rzeczywistości jest tak czarny, ponieważ
zbyt dużo czasu poświęca się przypadkom zabójstw. Gdyby tym zjawiskom
nadawano mniejszy rozgłos żylibyśmy dużo spokojniej. Zarazem w spokojniejszej
atmosferze wychowywałyby się dzieci. Rola mediów w tym przypadku
jest bardzo destrukcyjna.
- Czym może być spowodowana brutalizacja życia?
- Oceny rzeczywistości związanej z tą kwestią dokonuje
w encyklice Evangelium vitae Ojciec Święty. Opisując sytuację kultury
śmierci, podsumowuje, że ma ona u swego podłoża fakt negowania istnienia
Boga lub traktowanie Go tak, jakby nie istniał. Ojciec Święty przypomina
zdanie z Gaudium et spes, że stworzenie bez Stwórcy staje się bardzo
zagubione i kruche - ginie.
Przyczyną brutalizacji jest więc utrata sensu istnienia.
Zapominamy, że przyczyną i celem naszego istnienia jest Bóg, jeżeli
więc człowiek oddala się od Niego, zaczyna zatracać tę pierwotną
świadomość. Aby żyć, człowiek musi znaleźć coś innego, co będzie
nadawało sens jego życiu. Oznacza to, że sens życia i perspektywy
bycia szczęśliwym zaczyna się ograniczać do tego, co ziemskie. Mamy
wówczas do czynienia z utylitaryzmem, hedonizmem i konsumpcjonizmem.
Człowiek coraz bardziej zapatrzony jest wyłącznie na sprawy ziemskie,
a sprowadzenie sensu życia tylko do wymiaru życia ziemskiego, skutkuje
traktowaniem drugiego człowieka jako zagrożenia mojego szczęścia.
Ponieważ dobra, które mnie otaczają są ograniczone, a ja chcę mieć
jak najwięcej dla siebie, drugi człowiek jawi się jako zawężenie
perspektyw mojego życia. Każda niechciana ciąża, każdy starszy człowiek,
który zbyt długo żyje, są dla mnie swego rodzaju dyskomfortem, zagrożeniem.
Oni odbierają mi część mojego "szczęścia", pojmowanego w bardzo specyficzny
sposób.
- Czy w takiej postawie można mówić o osiągnięciu maksymalnego zadowolenia?
- Jest niemożliwe, aby człowiek był w swoim ziemskim
życiu zupełnie zaspokojony, nawet jeśli ograniczy swoje pragnienia.
Serce człowieka jest niespokojne dopóki nie spocznie w
Bogu. Ponieważ Bóg nas kocha, nie zrezygnuje z nas dopóki
trwa nasze ziemskie życie. Będzie wzbudzał w nas pragnienie dążenia
ku Niemu. Jeżeli człowiek nie potrafi rozpoznać w sobie tych pragnień,
Bóg wkłada w jego serce niedosyt lub przesyt środków materialnych.
Dlatego tu na ziemi człowiek nie będzie czuł się w pełni zadowolony.
Jednak, przy nieskończoności swych pragnień, pozostaje
on ciągle bytem skończonym. Oznacza to, że możemy osiągnąć "uczucie
wypełnienia pustki", o ile będziemy stale epatowani czymś, co wypełni
nasze serce. Człowiek potrzebuje wówczas nieustannych podniet. W
tym kierunku idą wszystkie reklamy, które próbują nam sprzedać jakiś
produkt, promują pewien określony styl życia. Jeśli nabiorę przekonania
do takiego, a nie innego stylu życia, to proponowane "gadżety" będą
mi potrzebne: określone napoje, marki papierosów, styl muzyki. Oferta
musi być wykorzystywana nieustannie. Jeśli człowiek zatrzyma się,
wówczas przeżywa frustracje. Dlatego słyszymy niekiedy, że osoby,
którym nic z dóbr ziemskich nie brakowało sięgają po narkotyki, popełniają
samobójstwa.
- Próby klonowania tłumaczone są afirmacją życia...
- Papieska Akademia "Pro Vita" już 25 czerwca 1997
r. wydała dokument Refleksje na temat klonowania. W trzecim punkcie
dokumentu czytamy: "Projekt klonowania istot ludzkich to przejaw
straszliwej dewiacji, na jaką skazana jest nauka pozbawiona wartości.
To znak głębokiego zagubienia naszej cywilizacji, która szuka w nauce,
technice i jakości życia surogatu sensu istnienia i zbawienia".
Z kolei w Evangelium vitae Ojciec Święty pisze, że człowiek
takie wydarzenia jak narodziny i śmierć powinien "przeżywać", ma
w nich uczestniczyć, ale nie może być ich Panem. Słowa te skierowane
są do wszystkich ludzi, szczególnie do tych, którzy zatracili perspektywę
nadprzyrodzoności i chcą być jak bogowie twórcami wartości, panami
rzeczywistości, wydarzeń, które należą tylko do Pana Boga. Jest to
powtórka grzechu pierworodnego i jak uczy Kościół, znak ogromnego
zagubienia człowieka. To się musi tragicznie skończyć.
- Jak można wytłumaczyć to kobiecie, która twierdzi, że może dysponować życiem poczętego dziecka? Wszak Bóg obdarzył ją wolną wolą.
- Kiedy życie zostało poczęte nie ma się już "prawa
wyboru". Wybór został już dokonany, wtedy kiedy zdecydowano się na
poczęcie życia. Teraz pozostaje już tylko kwestia co z tym życiem
zrobić. Jeśli jest ono do tego stopnia nieoczekiwane, że aż niechciane,
to istnieje mnóstwo sposobów, aby nie podejmować obowiązków związanych
z opieką nad dzieckiem, a jednocześnie uratować jego życie. Jednym
z nich jest oddanie dziecka do domu dziecka czy do rodziny zastępczej.
Matka Teresa z Kalkuty powiedziała swego czasu: "Oddajcie te dzieci
mnie, ja się nimi zajmę". Jeśli przyszła matka nie chce czuć się
odpowiedzialna, może dziecko przekazać takiej "matce Teresie", którą
będzie państwo czy Kościół. Smutna to perspektywa, ale lepsza niż
śmierć.
Z drugiej strony, kiedy ludzie ścierają się w dyskusjach
na poważne tematy, patrzą niekiedy bardziej na trzymane w rękach
transparenty niż na serca. Może w hasłach tych jest wiele prawdy,
ale brakuje czasem tej podstawowej, że nad życiem nie można dyskutować.
Trzeba je ratować i szukać rozwiązania w obrębie takiej rzeczywistości,
która weźmie jego ogromną wartość pod uwagę. Trzeba przekonywać o
tym ludzi z ogromnym sercem, a szczególnie kobiety, które czują się
bądź są rzeczywiście pokrzywdzone. Może jest w tej ostatniej kwestii
pewne zaniedbanie ze strony Kościoła, ze strony innych ludzi.
- Skąd bierze się niedocenianie wartości życia w rodzinach?
- Określenie "kultura śmierci" pojawia się często
w wypowiedziach Ojca Świętego. Kultura śmierci w pigułce bardzo często
właściwa jest dla ludzi, którzy żyją bez odpowiedzialności za siebie,
za swoje życie, także płciowe. Życie jest dla nich w związku z tym
zagrożeniem. Stąd określenia "bezpieczny seks" itp. i stosowanie
antykoncepcji. Jeżeli ta ostatnia zawodzi nie ma już żadnych hamulców,
żeby zgładzić dziecko.
Daje się zauważyć pewna prawidłowość. Ci sami ludzie,
kiedy już zaczerpnęli wystarczająco dużo wrażeń z otaczającego świata,
uświadamiają sobie, że posiadają bardzo wiele poza jednym "urządzeniem",
jakim jest dziecko. Chociaż wcześniej nie chcieli mieć potomstwa
za wszelką cenę, teraz pragną je mieć bez oglądania się na jego godność.
Aborcje powodują późniejsze problemy z poczęciem, więc w grę wchodzi
np. zapłodnienie in vitro. Zawsze znajdzie się ktoś, kto dokona zapłodnienia,
niszcząc przy tym kilkadziesiąt embrionów ludzkich. Dziecko przychodzi
na świat, ale dla obydwojga rodziców pozostaje jeszcze jednym "gadżetem"
. To nie tylko smutne, ale i tragiczne.
Trzeba mieć świadomość, że na szerzącą się kulturę śmierci
ogromny wpływ ma wyznawany światopogląd. Postawa braku odpowiedzialności
jest nie tylko efektem zaniechania pracy nad sobą. Wiele osób szczególnie
z młodego pokolenia zbyt łatwo ulega pokusie życia nie uczącego odpowiedzialności
za swe wybory. Taka osoba nigdy nie będzie dobrą matką czy dobrym
ojcem. Nowe życie będzie kojarzyło się jej wyłącznie z ogromnymi
obowiązkami i ciężarami, stającymi na przeszkodzie szczęściu.
Niezaprzeczalnym pozostaje fakt, że taki styl życia lansuje
wiele międzynarodowych ośrodków czy organizacji, wyrażających głośno "
troskę o dobro człowieka". Można przypomnieć choćby konferencje w
Kairze czy Pekinie, gdzie przez wielu uczonych tego świata szacunek
do życia był inaczej rozumiany niż rozumiała go Stolica Apostolska.
Dzisiaj ciągle jesteśmy narażeni na podobne przekazy, które sączą
w nas media. Za wszystkim zaś stoją ogromne pieniądze.
- Jak możemy się przed tym bronić?
- Można tu poradzić rzecz najprostszą. Tak jak powiedział
w Skoczowie Ojciec Święty: "Potrzeba ludzi sumienia". Bóg istnieje
naprawdę i nas nie zostawia. Wzbudza w naszych sercach pragnienie
bycia człowiekiem na wzór swojego Syna.
Potrzebne są różnego rodzaju akcje w obronie życia, potrzebna
jest działalność na podłożu politycznym i
społecznym, aby prawo zawierało elementy wychowawcze. Jednak
równolegle z nimi powinna przebiegać osobista praca każdego człowieka
nad formowaniem sumienia. Przecież w duszy ludzkiej Bóg mówi do nas.
Nie będzie owocne żadne zewnętrzne działanie jeśli zabraknie pracy
nad sobą.
Słychać narzekania, że telewizja zalewa nas programami
demoralizującymi, a mimo to kilka godzin dziennie ludzie spędzają
przed ekranem. Przypuszczam, że oglądanie losów rodziny Kiepskich
powoduje nie tylko identyfikowanie się z bohaterami, ale też podświadome
usprawiedliwianie swojego "kiepskiego" zachowania. Ludzie przypominają
osoby siedzące po szyję w wodzie i narzekające na dolegliwości reumatyczne
z powodu wilgoci. A wystarczyłoby wyjść z wody.
- Życie jest najwyższą wartością, a mimo to "Katechizm Kościoła Katolickiego" nie zakazuje kary śmierci. Jednocześnie Ojciec Święty wypowiada się przeciwko niej...
- Pamiętam z czasów studiów w Rzymie, jak jeden z
wykładowców powiedział: "Może ludzkość dożyje takich czasów, że przykazanie
nie zabijaj będzie rozumiane w sposób absolutny?". Mówił to także
w kontekście nauczania Kościoła. Istotnie, w dalszym ciągu odebranie
komuś życia we własnej obronie - kwestia wojny, kary śmierci - jest
w katechizmie dopuszczalne, choć jest obwarowane coraz większymi
warunkami. Ludzie, którzy uważają, że kara śmierci jest dopuszczalna
w ekstremalnych warunkach, ciągle poruszają się w obrębie nauki Kościoła.
Ale Ojciec Święty jawi się tutaj jako prorok. Prorocy
prędzej czy później osiągali zmianę rzeczywistości na taką, jaką
głosili. Jestem więc przekonany, że dojdziemy więc do takiego momentu,
kiedy społeczeństwo będzie mogło się bronić przed wyjątkowo okrutnymi
ludźmi nie poddającymi się resocjalizacji, w inny sposób niż przez
karę śmierci. Dzisiaj, jak się wydaje, świat nie jest na to gotowy.
Jest ciekawe, że Papież nie apeluje do prezydenta Ugandy czy Nigerii
o darowanie komuś życia. Zdaje sobie sprawę, że tamte społeczeństwa
nie są w stanie obronić się przed zbrodniami w inny sposób. Natomiast
do gubernatorów stanów w USA Papież nieustannie wysyła prośby, żeby
darować komuś życie, nie dlatego, a w każdym bądź razie nie tylko
dlatego, że sprawca poprawił się. Tamto społeczeństwo po prostu jest
w stanie obronić się przed tymi ludźmi w inny sposób, nie odbierając
im życia, i do tego należy dążyć.
- Dziękuję za rozmowę.
Pomóż w rozwoju naszego portalu