Podróżując drogą z Nysy do Prudnika, warto sobie przypomnieć,
że właśnie tędy 47 lat temu - 6 października 1954 r. - pod osłoną
nocy wieziono do kolejnego miejsca odosobnienia Prymasa Polski Kardynała
Stefana Wyszyńskiego. Po pobycie w Rywałdzie i Stoczku Warmińskim
komunistyczna władza w obawie przed odkryciem przez społeczeństwo
tej zbrodni w majestacie prawa postanowiła ukryć Prymasa Polski na
Śląsku Opolskim. Dzisiaj dobrze oznakowany szlak prowadzi z Prudnika
do oddalonego ok. 3 km od miasta klasztoru Ojców Franciszkanów w
Prudniku-Lesie. Położone na wysokości 285 m n.p.m., otoczone zielenią
budynki klasztoru i sanktuarium św. Józefa przyciągają wielu pielgrzymów.
W tamtych, mrocznych latach było tu zupełnie inaczej. W trybie natychmiastowym
usunięto z klasztoru ojców franciszkanów, zbudowano i zabezpieczono
drutem kolczastym 3-metrowy mur, postawiono drewniane wieże wartownicze,
okolice obsadzono wojskiem, a wysokie drzewa miały ograniczyć widoczność.
Dziś klasztor i kościół odnowiono, została jednak pamięć tamtych
dni - mała salka-muzeum, skrzypiące drewniane podłogi II piętra,
gdzie mieszkali "panowie z opieki", zostały też śpiewające nad oknem
I piętra, stanowiącego skrawek nieba, ptaki, które tak lubił obserwować
Ksiądz Prymas. Błotnisty, stromy placyk, służący za miejsce spacerów,
zastąpiony został zadbanym trawnikiem i figurką Matki Bożej. Klasztor
oddano Ojcom Franciszkanom w 1957 r., kompletnie zdewastowany. Jak
opowiadają opiekunowie tego miejsca - zginęło prawie wszystko. Kościół
ówczesne władze próbowały adaptować na świetlicę, a klasztor - na
prewentorium dla dzieci z rodzin wojskowych. Niszcząc wszystkie znaki
kultu religijnego, wysadzono w powietrze w latach 1955-57 m.in. stacje
Drogi Krzyżowej w parku klasztornym (do dziś przy furcie zwraca uwagę
głowa umęczonego Chrystusa - część XII stacji). Pozostały natomiast
grota lourdzka z 1903 r. i XIV stacja - zbudowane z kamienia "lavatuf",
sprowadzonego aż znad Renu, nie poddały się wandalom. O sąsiedztwie
zarówno groty, jak i kościoła Prymas mógł się tylko domyślać. Ulokowany
w północnej części I piętra, miał do dyspozycji tylko korytarz bez
okna, mały pokoik do pracy, sypialnię, maleńkie pomieszczenie adaptowane
na kaplicę oraz pokój spotkań. Sąsiednie pokoje zajmowali ks. Stanisław
Skorodecki i s. Leonia, będący więziennymi towarzyszami Prymasa;
w końcu korytarza znajdowały się sanitariaty. Podczas remontu klasztor
przebudowano. Dziś urządzono tu niewielką ekspozycję. Odwiedzających
wita pamiątkowy napis. W celi widzimy drewniany klęcznik, na jego
pulpicie książki napisane tu przez Prymasa, m.in.: List do moich
braci Kapłanów, a także - co szokuje wszystkich - życiorys Józefa
Stalina, który Prymas otrzymał od jednego z "panów" w celach edukacyjnych
i ... dokładnie przeczytał. Na ścianie wisi duży drewniany krzyż,
a obok wyjątek z testamentu śp. Stefana Kardynała Wyszyńskiego: "
Uważam sobie za łaskę, że mogłem dać świadectwo prawdzie jako więzień
polityczny przez trzyletnie więzienie i że uchroniłem się przed nienawiścią
do moich rodaków
sprawujących władzę w państwie. Świadom wyrządzonych
mi krzywd, przebaczam im z serca wszystkie oszczerstwa, którymi mnie
zaszczycili". Słowa jakże piękne i charakterystyczne dla Prymasa
Tysiąclecia. W pomieszczeniu ponadto: drewniany stół, krzesło, łóżko
z prostych desek i niewielka komoda.
Po opuszczeniu Prudnika 29 października 1955 r. Prymas
Wyszyński już nigdy tu nie wrócił. Podczas pobytu jednego z ojców
w Warszawie przekazał tylko na pamiątkę własnoręczny wpis do książki
z jego biografią: "Drogim Ojcom Franciszkanom i wszystkim nawiedzającym
ten Dom składam prośbę, by dziękowali Chrystusowi i Jego Matce za
wszystkie łaski i radości, których doznałem w tym Domu, i błogosławię.
St. Kard. Wyszyński - Prymas i więzień Prudnika w latach 1954-55". Ta dedykacja, wyryta także na pomniku Prymasa przed wejściem do
klasztoru, stanowi jedną z najcenniejszych pamiątek dla Franciszkanów
prudnickich.
Okres pobytu Prymasa w Prudniku był dotychczas chyba
najmniej znany społeczeństwu, a przecież to właśnie tutaj powstało
najwięcej przemyśleń i prac Prymasa Wyszyńskiego. Tutaj jego modlitwa
stała się mniej błagalna, a bardziej dziękczynna, tutaj narodził
się pomysł Ślubów Jasnogórskich Narodu Polskiego. Chociaż teksty
powstały już w Komańczy, to właśnie w Prudniku, niedaleko Głogówka,
gdzie po latach szwedzkiego potopu król Jan Kazimierz po raz pierwszy
oddał cały Naród polski w opiekę Maryi, niedaleko Mochowa, gdzie
w paulińskim klasztorze ukrywany był w czasie oblężenia Jasnej Góry
Cudowny Obraz, zrodziła się ta myśl. Król Jan Kazimierz dopiero po
zwycięstwie i powrocie do Lwowa mógł spełnić swoje śluby. Prymas
Wyszyński też podążył na wschód, do Komańczy, aby przygotować Naród
do nowego zawierzenia. Zawierzenie stało się faktem, chociaż jeszcze
bez osobistego udziału Prymasa. Dziś nie tylko Prudnik-Las, ale cała
Polska żyje przemyśleniami i wiarą Prymasa Tysiąclecia. Tu, gdzie
był potajemnie więziony i gdzie miał zostać pokonany, dzięki opiece
Maryi, której do końca zawierzył, odniósł zwycięstwo, a teraz jest
kandydatem na ołtarze.
Rok Prymasa Wyszyńskiego w prudnickim klasztorze Ojców
Franciszkanów to wiele wspomnień, przemyśleń, uroczystości religijnych,
spotkań z ludźmi bliskimi Prymasowi. To wiele nowych wydawnictw książkowych.
To m.in. pokaz roboczej kopii nakręconego niedawno filmu Skrawek
nieba, obrazującego prudnicki okres życia Prymasa. Zainteresowanie
osobą Sługi Bożego jest wielkie, przybywa tu wciąż pielgrzymów, i
to nie tylko z Polski (na sierpniowe uroczystości zgłosiło swój udział
wiele grup z sąsiednich Czech). Żyjąc realiami obecnych czasów i
sięgając pamięcią wstecz, przypomina się notatka z Zapisków więziennych
z 17 stycznia 1954 r.: "Siadła wrona na czole wysmukłej jodły. Spojrzała
władczo wokół i wydała okrzyk zwycięstwa. Tej wrzaskliwej zjawie
wydaje się prawdziwie, że jodła zawdzięcza jej wszystko: swój byt,
wysmukłą piękność, trwałą zieleń, siłę w walce z wichrami. Jodła
zaś znosi spokojnie wrzaskliwego gościa. Nic nie zmąci jej myśli,
jej powagi, spokoju. Wszak tyle chmur już przeszło na jej czołem,
tyle ptaków przelotnych tu się zatrzymało. - Poszły, jak ty pójdziesz,
wykraczesz swoją nudną, bezduszną, jakże ubogą pieśń i odpłyniesz.
Ja pozostanę".
Dopiero dziś, po latach, rozumiemy treść tych jakże proroczych
słów. Prawda nie dała się zabić, a wolna myśl, miłość Boga i Ojczyzny
nie dały się aresztować.
Pomóż w rozwoju naszego portalu