Nie chodzi tylko o wielką zdradę, o zaparcie się Boga. Ale o te małe zdrady, na które machamy lekceważąco ręką. O to codzienne żmudne zapieranie się Boga. Diabeł tkwi w szczegółach, w drobnych kroczkach stawianych na ścieżkach odchodzenia od wiary. Ile kroczków mamy już za sobą? Co powoduje, że mówimy "stop"?
Byle być na topie
Rafał, bankowiec, uważany jest za szczęściarza. Należy do elity
najlepiej zarabiających w firmie. Dziesięć lat temu był nikim. Ze
śmiechem wspomina czasy, gdy uważano go za klasowego niezgułę, wykpiwano,
i tylko jako ministrant przy ołtarzu w wiejskim kościółku czuł, że
życie szykuje mu niespodziankę. Dziś jeździ najmodniejszym samochodem,
nosi markowe garnitury, umawia się z klientami w eleganckich lokalach,
codziennie przez jego ręce przechodzą kontrakty warte miliony. Dwa
lata temu był pracownikiem roku w swojej firmie. Studenci marketingu
prosili go wtedy o autografy. Niektórzy z nich deklarowali: "zrobię
wszystko dla takiej kariery". Był mistrzem, guru, objawieniem, geniuszem.
Dwanaście miesięcy później przeszedł pierwszy zawał. Rozległy.
- Jestem pracoholikiem - przyznaje matowym głosem. Siedzimy
w jego gabinecie. Szkło, nikiel, skóra. Elegancka asceza. - To taka
odmiana nałogu. Można uzależnić się od tytoniu, alkoholu, seksu.
Ja uzależniłem się od pracy - uśmiecha się szerokim, nieskazitelnym
uśmiechem. - Dla dobrego kontraktu, dla awansu jestem w stanie zrobić
wszystko. Kocham pieniądze. Ich zapach doprowadza mnie do szaleństwa.
Kocham władzę. Przyznaję, że chwilami czułem się jak bóg. Tak wiele
zależało od moich decyzji albo... kaprysów.
Pierwsze przykazanie wzywa człowieka do wiary w Boga, do pokładania w Nim nadziei i do miłowania Go nade wszystko (KKK 2134).
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Maciek, szef firmy reklamowej, jest szczęśliwym ojcem i mężem.
Żonę i synka widuje jednak bardzo rzadko. Bywają takie tygodnie,
że wraca do domu, gdy śpią, i wychodzi, gdy śpią. Z rodzicami rozmawia
głównie przez telefon. Ostatni raz widzieli się na Boże Narodzenie.
Załatwiał jeszcze coś w firmie w samą Wigilię. Potem gnał na złamanie
karku do rodzinnego domu, ale gdy przyjechał, nikt mu nie otworzył
drzwi. Dopiero po kwadransie wściekłego dobijania się uświadomił
sobie, gdzie wszyscy poszli - na Pasterkę.
- To żona zmusiła mnie do zastanowienia się, co dalej. Zagroziła,
że odejdzie, jeśli nadal będę zachowywał się jak kawaler bez zobowiązań.
Ona nie rozumie, że w tej pracy trzeba być ciągle na bieżąco. Takie
młode wilki jak ja mało śpią, mało jedzą, żyją w napięciu graniczącym
z jakimś szaleństwem. W ciągu miesiąca często mówię sobie, że odpadam,
koniec, zaczynam żyć jak człowiek. Ale gdy patrzę na wyciąg ze swojego
konta, znów dopada mnie ta gorączka. Dla czegoś w końcu warto żyć.
Na przykład dla pieniędzy.
Reklama
* * *
Rafał, bankowiec, już zna cenę sukcesu. A przede wszystkim zdaje
sobie sprawę, że taka cena w ogóle istnieje. Za taką wiedzę się jednak
płaci. I to słono.
- Człowiek skoncentrowany na karierze potrafi się wyniszczyć
totalnie. Znałem kilka osób, które już odpadły z gry. Mieli po dwadzieścia
parę lat, szybkie samochody i po kilka bezsennych nocy za sobą, a
do tego jakieś prochy, na przykład amfetaminę, żeby w ogóle stać
na nogach. Kiedy zginęli, rodzina zachodziła w głowę, jak to się
mogło stać. Taki młody, ambitny, twórczy... No, właśnie... Nie zauważali,
że syn czy córka żyją stale na czwartym biegu. Jakby ich coś goniło...
Rafał chodzi na terapię grupową z ludźmi mającymi podobne
jak on problemy. Gdy wchodzi do budynku, w którym spotykają się pracoholicy,
mija drzwi z tabliczką "Szkoła sukcesu". Piętro wyżej czekają na
niego ci, którzy ten sukces osiągnęli, i teraz muszą się z niego
wyleczyć.
* * *
Maciek, copyrider (autor sloganów reklamowych), uważa się za realistę.
- Nie sądzę, że to, co napiszesz, w jakikolwiek sposób ostudzi
moich następców. Teraz jest ostro lansowany model "młodego niezwyciężonego". Elegancki, wykształcony, pewny siebie i lodowaty od stóp do głów.
Taki typ wykończy każdego, kto stanie mu na drodze, zdolny jest do
niewyobrażalnego świństwa, byle tylko dopiąć swego. Jeśli zacznie
mieć wątpliwości, co gorsza, natury moralnej - zadepcze go konkurencja.
Kult sukcesu i pieniędzy wytwarza takie ciśnienie, że ludzie nie
wytrzymują. Wiem, co mówię, sam byłem, a może jestem taki... I wiesz,
co ci powiem? Następne pokolenie tych "zdobywców" jest jeszcze bardziej
bezwzględne i wyrachowane niż dzisiejsi trzydziestolatkowie... Kult
pieniądza, rozumiesz...
Reklama
Wybuchowa mieszanka
Anna nie ma już siły ani argumentów do dyskusji. Jej 15-letnia
córka Dominika odmówiła udziału w niedzielnej Mszy św. Oznajmiła
rodzicom, że musi na swój sposób odnaleźć drogę do Boga. Robi to
jednak w niepokojący matkę sposób. Sama studiuje Pismo Święte i czyta
jakieś podejrzane książki-komentarze. Podejrzane, bo ostatnio udowadniała
matce, że Biblia nigdzie nie zaprzecza reinkarnacji. To tylko początek
rewelacji Dominiki. Codziennie ma jakieś nowe wątpliwości, doprowadzające
rodziców do rozpaczy. Poproszony o interwencje ksiądz radzi: rozmawiać,
rozmawiać, rozmawiać. I tyle samo się modlić.
- Od dziecka chodziła z nami do kościoła, nie opuszczała
lekcji religii. Mogę pani pokazać jej zeszyt. Wzorowy! Może nie jesteśmy
ludźmi bardzo pobożnymi, ale też nie unikamy chodzenia do kościoła.
W głowę zachodzę, gdzie mogłam popełnić błąd. Dominika była grzecznym,
spokojnym dzieckiem. Fakt, że może niewiele rozmawialiśmy w domu
o sprawach wiary, ale ja też zostałam tak wychowana. O pewnych rzeczach
po prostu się wiedziało i ta wiedza starczyła na całe życie!
Przeciw miłości Bożej można grzeszyć w różny sposób. Obojętność zaniedbuje lub odrzuca miłość Bożą; (...) Niewdzięczność pomija lub odrzuca uznanie miłości Bożej. (...) Oziębłość jest zwlekaniem lub niedbałością w odwzajemnieniu się za miłość Bożą; (...) Znużenie lub lenistwo duchowe posuwa się do odrzucenia radości pochodzącej od Boga i do odrazy wobec dobra Bożego. Nienawiść do Boga rodzi się z pychy (KKK 2094).
Reklama
Dominikę zafascynował Wschód. Twierdzi, że jej "guru" to Dalajlama,
duchowy przywódca Tybetu. Próbuje na własną rękę medytacji. Odmówiła
spożywania mięsa i kupiła książkę o jodze.
- Mama nic nie rozumie. Nie jestem już dzieckiem i sama
wiem, co dla mnie dobre - tłumaczy mi Dominika. - Nie potrafię tak
jak inni... jak moi rodzice - dodaje po chwili - odstać godziny w
kościele, myśląc o niebieskich migdałach, a potem żyć, jak mi się
podoba. Wszystko na pokaz! Wszystko z komentarzem: "a co ludzie powiedzą!". Jak należałam w podstawówce do oazy, to ojciec się ze mnie śmiał,
że klepię pacierze i pewnie zostanę zakonnicą... To przestałam chodzić.
Nie raz słyszałam, jak rodzice kłócili się o to, czy Bóg istnieje.
Ojciec krzyczał, że gdyby Bóg istniał, nie dopuściłby do Oświęcimia
i wojen. Potem w niedzielę grzecznie szedł do kościoła. I po co,
skoro od połowy Mszy św. stoi za parkanem i pali papierosy...
Powiem ci prawdę
Pani Czesława karty stawia od dziecka. Jeszcze w podstawówce na
dużej przerwie wróżyła nauczycielkom. Dzięki temu stawiano jej lepsze
stopnie. Kiedyś złapał ją z kartami na lekcji religii ksiądz. Nakrzyczał,
że to grzech, i kazał przyjść z matką. Matka podarła karty. Ojciec
obiecał lanie, jak jeszcze raz przyłapią ją na wróżeniu. Nie przyłapali.
Była sprytniejsza. Poza tym zaczęła inkasować za swoje usługi konkretne
kwoty. Najpierw małe, potem coraz większe.
Dzisiaj ma własną firmę, zarejestrowaną w urzędzie miejskim,
płaci podatki i może wystawiać klientom rachunki.
- W Polsce wróżbiarstwo przeżywa swoisty renesans - w salonie
pani Czesławy uczennice pobliskiej szkoły kroju i szycia dostają
specjalną zniżkę, a stali klienci rabat. - W Warszawie, Łodzi czy
Wrocławiu działają specjalne szkoły. Co zamożniejsi pobierają naukę
na Zachodzie. W każdym większym mieście jest kilka takich przybytków.
Ich dobrą sławę wspierają dziennikarze - uśmiecha się porozumiewawczo.
- Wróżbici to ciągle dobry temat...
- Dlaczego ludzie w stuleciu techniki i postępu przychodzą
do wróżki? Dlaczego z wypiekami na twarzy czytają horoskopy, przepowiednie
i wierzą w tajemną moc tarota?
Pani Czesława ma na ten temat własną teorię:
- W ludziach jest wielka pokusa poznania przyszłości. Są
przekonani, że mogą w ten sposób reżyserować swoje życie. Uniknąć
nieszczęścia, sprowokować pomyślność. Zwykła ludzka ciekawość. Tymczasem
jest to wiara zwodnicza. Powtarzam swoim klientom: od ciebie zależy
przyszłość. Od twojej pracowitości, dobroci czy wytrwałości. Dzięki
temu możesz zmienić swój los. Myśli pani, że mnie słuchają?
Czy wróżka Czesława wierzy w Boga, czy współcześni magowie
od komputerowych horoskopów, badający ruchy gwiazd i planet, wierzą
w Boga?
- Osoba obdarzona specjalnymi zdolnościami nie będzie kwestionować
istnienia Boga - upewnia pani Czesława. - Jesteśmy po to, żeby, powiedzmy,
zajrzeć za zasłonę przyszłości. Do mnie przychodzą stali klienci
co tydzień. Stawiam im karty na kolejnych siedem dni. Dopiero wtedy
czują się bezpieczni. Nie ma w tym nic niebezpiecznego...
Na zarzut, że wróżbiarstwo to robienie ludziom wody z mózgu,
pani Czesława kwituje krótko:
- Moi klienci są dorośli. Końcowa decyzja zawsze należy
do nich. Dobrze wiedzą, co robią, a jeśli nie... No cóż... Nie moja
wina.
Reklama
Należy odrzucić wszystkie formy wróżbiarstwa: odwoływanie się do Szatana lub demonów, przywoływanie zmarłych lub inne praktyki mające rzekomo odsłaniać przyszłość. Korzystanie z horoskopów, astrologia, chiromancja, wyjaśnianie przepowiedni i wróżb, zjawiska jasnowidztwa, posługiwanie się medium są przejawami chęci panowania nad czasem, nad historią i wreszcie nad ludźmi, a jednocześnie pragnieniem zjednania sobie ukrytych mocy (KKK 2116).
Wróżka nie lubi seansów spirytystycznych i nie da się na nie namówić
nawet za spore pieniądze. Ale zna kilka osób, które zajmują się rzekomymi
kontaktami ze światem zmarłych, podejmują się odnalezienia osób zaginionych
nawet wiele lat temu, utrzymują, że potrafią wypędzić demona, ulżyć
opętanemu przez złe moce, nazywają siebie "świeckimi egzorcystami". Czesława się ich boi, uważa, że taka działalność jest niebezpieczna.
W tym miejscu zgadza się z nauką Kościoła katolickiego: zostawmy
umarłych w spokoju.
- A w jakim punkcie nie zgadza się pani z nauką Kościoła?
- Chodzi o wróżenie... Według mnie ten zakaz wróżb, horoskopów
i chiromancji to przesada...
- Tak jak dla złodzieja przesadą jest przykazanie "nie kradnij"?
Wróżka Czesława krzywi w pogardzie usta.
- Większość moich klientów to praktykujący katolicy. Założę
się, że nie mają pojęcia o tym, że wróżenie jest ganione przez Kościół.
Moimi klientkami są nawet kobiety z pierwszej ławki w kościele. Naprawdę...
A gdyby nawet, myśli pani, że coś by powstrzymało ludzi przed sprawieniem
sobie małej przyjemności, jaką jest odgadywanie przyszłości? Teraz
ludzie wierzą co prawda w Boga, ale tak, by nie komplikowało im to
specjalnie życia. Jeśli jakiegoś zakazu nie rozumieją, odruchowo
go odrzucają i nie zastanawiają się nawet, że zrobili rzecz naganną.
Założę się, że się z tego nie spowiadają.